czwartek, 12 lipca 2012

Wołowina, wieprzowina czyli mięso wraca do łask

Jutro muszę wstać wcześnie rano, poprawić urodę grubą warstwą tynku i tapety, aby już o ósmej rano popijać kawę w towarzystwie Ardeshira. Od kilku miesięcy, bez skrupułów za to z premedytacją wciskałam czerwoną słuchawkę w telefonie gdy dzwonił, jednak wrodzona wrażliwość (hi hi) i miłość bliźniego nie pozwoliły mi na kontynuowanie tego procederu. Cóż, życie nie jest łatwe i któraś z ciasnych kawiarni na Rynku usłyszy jutro mój okaleczony angielski. Na szczęście nie potrwa to długo, ponieważ Ardeshir ma lekcje polskiego. Jednak o wiele bardziej martwi mnie plan południowy. Ze słonecznej Italii przyjechał Jowisz. Tak! Jego rodzice mieli fantazję. Wyląduję w garach smażąc i piekąc mięsiwa. Ostatnio i tak udało mi się pochłonąć kilka filetów z kurczaka i szynkopodobny wyrób z indyka, jednak czerwone mięso mnie przeraża. Osobiście nie mam nic przeciwko zabijaniu i konsumowaniu zwierząt, ale nie cierpię smaku mięsa. Będzie to jakaś odmiana. Trzymajcie kciuki.
Aaaa... spleśniały chleb pokruszyłam gołębiom. Wybrałam się na bulwary, aby wbrew ostrzeżeniom Stacha podtruć nim łabędzie, jednak ciągłe telefony zatrzymały mnie skutecznie na Plantach, gdzie siedząc na ławeczce jak moherowy berecik potulnie kruszyłam chlebek ptaszkom. No i poderwał mnie jakiś facet. Na oko miał ze cztery lata i zapytał czy mogę dać mu kromeczkę, bo też chce karmić ptaszki. Siedziałam więc z tym berbeciem oblegana przez gołębie i bacznie lustrowana przez matkę kawalera. Było naprawdę miło. Krzyś - tak ma na imię nowy kolega, jedzie nad morze w weekend i ma zamiar szukać bursztynu na sopockiej plaży. Powodzenia Krzysiu :)
Na szczęście rozgrzana zieleń chroniła nas przed rakiem skóry i poparzeniem słonecznym, dzięki czemu o własnych siłach wróciłam do domu.
Deszczowy pląs nago nie powiódł się. Gdy tylko rozebrałam się do połowy jakaś zazdrosna o figurę pindzia wykrzyczała, że mam się zabierać z trawnika bo zadzwoni po policję. Moja droga - zadzwoń od razu do papieża, ekskomunika zrobiłaby na mnie większe wrażenie niż mandat :) To tyle kochani i .... to Niebo podtrzymuje ziemię.

UPDATE: Witam Brooke :) jakaś pieśń powitalna hm... http://www.youtube.com/watch?v=Z3wRr4K0x9E&feature=BFa&list=ALzxNYRMVOCRgf0dp3Z4-Sv1Z3t2oKY9MI

nie wiem dlaczego nie mogę umieszczać filmików tutaj - trudno

UPDATE 2: naprawiłam błąd w tytule, było zabawnie, ale ...

4 komentarze:

  1. Jak filmik ma wskoczyć, to wklej go w opcji HTML, a potem wróć do normalnego:) Dziękuję za przywitanie, znaczy się Bóg zapłać w najlepszym, co ma:)Byle papierowe i o wysokim nominale:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba przekracza wszelki moje zdolności informatyczne. Dziękując za radę obiecuję kiedyś spróbować, chociaż obawiam się, że może mnie to przerosnąć. Przyda się pomoc św. Izydora biskupa patrona internetu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmowy w engliszu zdecydowanie wolę prowadzić face to face, z nadzieją, że rozmówca wyczyta z mojej twarzy to, czego ja nie będę w stanie dopowiedzieć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urok osobisty to potężna broń, a na pewną niewątpliwa pomoc :)

      Usuń