środa, 1 sierpnia 2012

Dziurawe spodnie

Co za dzień! Poczułam się piętnaście lat młodziej. Zostałam wywieziona furgonetką w tę część Krakowa, którą można by podciągnąć pod podwarszawski Konstancin. Zieleń, kwiaty, wielkie domy - te ostatnie nie przedstawiały dużej wartości estetycznej, ale komponowały się z otoczeniem, przez co dzielnica wydawała się zjawiskowa.
Przebrałam się w garażu w strój mniej krępujący. P. stwierdził, że naprawdę wyglądam jak córka młynarza, a ja wpadłam na pomysł, aby kiedyś podkreślić kolor żyłek niebieskim cieniem do powiek, przez co skóra wydawałaby się jeszcze bardziej alabastrowa :) Wręczono mi szpadel i... kopałam dziurę w ziemi. Można by pomyśleć, że jak w tanich kryminałach robiłam sobie mogiłkę pod sosenką, ale nic z tych rzeczy. Po ogólnym rozpierdzielu poczynionym sztychówką, na kolankach wygrzebałam z ziemi zraszacz. Następnie pięknie go okopałam i uczyniłam rowek ;) w zarośla. Cały pic polegał na tym, aby zedrzeć darń tak aby nadawała sie do "recyklingu". Efekt końcowy napawał mnie dumą, szczególnie, że udało mi się przy pomocy P. doprowadzić wodę do odległego o kilka metrów trawnika i tam zainstalować kolejny zraszacz. P. był bardziej sceptyczny twierdząc, że ziemia w miejscu mojej pracy osiądzie, ale cóż ja na to mogę poradzić, udeptałam to jak mogłam, a że ważę tyle co wróbelek, wyszło jak zawsze. Ogólnie bardzo mi się podobało. Dłubanie w ziemi, mimo licznego robactwa i ton ziemi pod paznokciami (jak to teraz wydłubać?), pozwoliło odpocząć mi niesamowicie. W myślach nuciłam piosenkę do św. Izydora Rolnika i jakoś to poszło. Nadaję sie jak nikt do pracy w winnicy Pańskiej :) Jutro powtórka z rozrywki :) Mam nadzieję, że P. częściej będzie zabierał mnie na takie akcje. Hi hi hi miał malowniczą dziurę na udzie z tyłu spodni i troszkę mnie to rozpraszało, ale nie samą pracą żyje człowiek :) co podpatrzyłam to moje ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz