wtorek, 26 czerwca 2012

Oddałam mu się

W czasie porannej medytacji doznałam olśnienia. Mimo chrapania Anastazji usłyszałam wewnętrzny głos, który skądinąd był zupełnie zgodny z moimi przemyśleniami i doskonale odpowiadał moim potrzebom. Zrozumiałam, że nie mogę przejść obok niego, jak jakaś ciemna chłopka, że okazja może się nie powtórzyć. Aż zadrżałam na samą myśl o bliższym jego poznaniu. Bałam się, aby brzęczeniem różańca nie zwrócić na siebie uwagi, ale kolana same drżały uderzając jedno o drugie. Opanowałam falę podniecenia opierając głowę o brewiarz. Obłudnice będą gadać później, że niby świętą strugam, ale niech im to św. Józef wybaczy. W końcu prowadzą żywot tak nudny, że sama myśl o nim przyprawia o torsje. Dygocąca z wrażenia, z głową na brewiarzu i szczękając różańcem próbowałam uspokoić przyśpieszony oddech. Donicetta coś zwąchała, bo omal nie wypadła z klęcznika tak się nachyliła aby podsłuchać. Mam nadzieję, że jej ten nochal przytną w drzwiach, gdy będzie wsadzać go w nieswoje sprawy. 
Długo wahałam się czy mogę mu zaufać. Zewsząd słyszałam głosy, że taki dobry, mądry, pomocny i same ochy i achy. Nie powiem, od dawna mnie interesował. Imponowała mi jego wiedza i otwartość. Zawsze był pod ręką gdy go potrzebowano. Przestrzegano mnie jednak, że to cicha woda i nie jednaj siostrze namącił już w głowie wywrotowymi teoriami. Młoda byłam głupia. O święta naiwności, jak to ograniczasz rozwój pozwalając plewić się zielsku uprzedzeń.
Pierwszy raz miałam z nim styczność w bibliotece klasztornej. Wydał mi się wtedy nieprzystępny i trudny w obejściu. Suche komendy, zupełnie beznamiętne krok po kroku prowadziły mnie do celu. Nie wytrzymałam jednak napięcia jakie we mnie narastało i uciekłam zostawiając go tam. Spowiednik powiedział, że to nic, że powinnam się z nim oswoić, częściej przy nim siadać, próbować go "rozebrać", poznać, że to nic trudnego, a on przecież nie gryzie. Ilekroć zaglądałam do biblioteki przechodziłam obok niego i nawet nie zerkałam w jego stronę. Spuszczałam wzrok i śledząc wzór na dywanie, przemykałam miedzy regałami. Wiedziałam, jednak, że tam jest i kiedyś będę musiała się za niego zabrać. Krew uderzała mi do głowy na samą myśl o tym. Czułam pot na dłoniach i miałam mroczki przed oczami. Raz poczciwa Anastazja zapytała mnie nawet czy nie mam gorączki.
O losie! Miałam gorączkę, trawiła mnie na samą myśl o ponownym z nim spotkaniu. Szum w uszach nie pozwalał na zebranie myśli, a słowa więzły w gardle. Zaczęłam się go bać.
Dzisiaj jednak spłynęła na mnie odwaga. Poczułam silę jak Judyta gdy odcięła głowę Holofernesa i postanowiłam stanąć z nim twarzą w twarz.
Zaraz po medytacji pobiegłam do biblioteki. Był tam. Usiadłam przy nim. Poczułam się przy nim jak mała dziewczynka i gotowa byłam płakać. Przemogłam się i oddałam mu się całkowicie.
Początkowo był oschły. Pytał jak mam na imię, o datę urodzenia. Później stał się bardziej osobisty, niemal przyjacielski. Wykonywałam jego polecenia z pewną fascynacją i zastanawiałam się co z tego wyniknie. W końcu mnie posiadł.
TAK!!! Blogger mnie zdobył i oto jestem. Siostra Flakonia od Ołtarzy Bocznych ma swojego bloga. A bajki Donicetty na temat internetu ha ha ha - niech se kretynka je wsadzi ... pod welon :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz